niedziela, 25 października 2015

O, Tato!

"...Jaki miły mądry facet
naprawdę mądry..."
Andrzej Bursa


Są dwie rzeczy, które potrafią rozczulić kobiety do łez. Jest facet z psem i facet z dzieckiem. Dobra, może to jednak sytuacje (nie chcę urazić żadnych serduszek).


Uwielbiamy patrzeć jak to męskie wcielenie boskości idzie za rękę z małym, pulchnym potworkiem. Jeszcze fajniej jest, kiedy to małe, pulchne stworzenie próbuje naśladować swojego stwórcę. Wyobraziliście (dobra, wyobraziłyście!) już sobie wielkie, błyszczące oczy, wpatrujące się w tatę z podziwem? 

20 lat później...

Dlaczego więc nie ma u nas tego zachwytu, gdy sytuacja przeniesie się w czasie o 20lat? Widzimy przystojnego faceta, widzimy jego tatę. Mają dobry kontakt, to chyba dobrze rokuje. Ale gdzie jest granica dobrego kontaktu a niedociętej jeszcze pępowiny?

Każda chce, żeby jej przyszły mąż miał dobry kontakt z rodziną. Wiecie, żeby się szanowali, odwiedzali, pomagali sobie wzajemnie. I takie inne pierdoły. Ale co w przypadku, kiedy delikwent (mimo teoretycznie dorosłego już wieku) nie wyszedł jeszcze z fazy dziecięctwa?



"Śmierć nadejdzie jutro"

Robi się mała tragedia. To typ, który nigdy Ci się nie oświadczy. Odbierze telefon od ojca, kiedy będziecie się kochać. Będzie wykonywał milion telefonów do rodziciela podczas waszej randki, oczywiście konsultując wyniki meczu. Nigdy za długo u Ciebie nie posiedzi, bo przecież tato z kolacją czeka. A może to kolacja z tatą? Sama nie wiem...Podejmowanie samodzielnych decyzji to nie jest jego mocna strona. Chyba, że tata ją podejmie a synek pokiwa twierdząco głową. 


Co wtedy zrobić? Uciekaj dziewczyno. Lekarzem nie jesteś, pępowiny nie odetniesz. Tego naprawić się już nie da. Nie wchodzi się między wódkę a zakąskę. Wódkę się pije a smak jej gorzki. Musisz zdecydować, idziesz na odwyk czy pijesz i walczysz z bólem głowy?




Pozdrawiam wszystkich przystojnych Synusiów Tatusia!

niedziela, 9 sierpnia 2015

W 80 piw dookoła Polski.

Piwka? - Chętnie, nie odmówię! 
Fajka? - W zasadzie miałem rzucić, ale jak już częstujesz...



Każdy z nas ma jakieś słabości, górnolotnie nazywane uzależnieniami. Nieważne, czy jest to alkohol, czy są to fajki, seks a nawet słodycze. To może być wszystko. Oglądanie seriali, zakupoholizm, Niektórzy "kolekcjonują" zwierzęta (najlepsze są te wypchane), znaczki czy inne pierdoły, potrafiąc dać się pokroić za jakiś wytrawny okaz.Ogólnie rzecz ujmując: co kto lubi

Największa zabawa zaczyna się kiedy zdajemy sobie sprawę z ogromu naszego problemu i postanawiamy "rzucić". Zaczyna się od wielkich deklaracji, stajemy przed wszystkimi dumni niczym pawie w okresie godowym. Najlepsze jest kiedy ten paw wyszukuje sobie niezwykle ważnych dat dla rozpoczęcia swojej misji. Są różne typy przypadków (potwierdzone badaniami środowiskowymi):

  • TYP PONIEDZIAŁKOWY: od poniedziałku się odchudzam. No bo kurde...jest niedziela, święto, ciasto samo się nie zje...a takie pyszne mama upiekła.
  • TYP ŚWIĄTECZNY: po świętach przestaję palić. Przed świętami tyle stresów: czy karp zdąży się upiec do wigilii? Czy pies przemówi? Czy dostanę rózgę? I jak tu rzucić te fajki.
  • TYP WAKACYJNY: w wakacje przestaje pić (alkohol moi drodzy-w razie wątpliwości). Słońce, plaża, nagie kobiety. I gdzie ja tam z piwnym brzuchem?
  • TYP RELIGIJNY: od jutra czekam z seksem do ślubu (dzisiaj jeszcze sobie użyję, a co!). Trzeba się ogarnąć, żeby w piekle nie skończyć.
  • TYP OSZCZĘDNY: jak dostanę wypłatę przestanę przepieprzać kasę na głupoty (złudne twe nadzieje). Emerytura z nieba nie spłynie.


No i tak dalej i dalej. Sama jestem takim męczennikiem dającym się łatwo wplątać w pułapkę "od jutra". Postanowienia to moja najmocniejsza strona! Od jutra się odchudzam, od poniedziałku biegam, od nowego miesiąca oszczędzam kasę. I co? I nic. Bardzo mnie to bawi. Taka głupia jestem. Bo skoro sobie postanowiłam coś i jestem (czuję się?) zdeterminowana, żeby to robić to dlaczego nie zacząć od zaraz? Co z tego, że zjadłam już pizzę na śniadanie. O 13 stwierdziłam, że jestem grubasem i chcę schudnąć, więc resztę dnia jem zdrowo. 

Nasz brak samozaparcia to chyba choroba cywilizacyjna. To nie są postanowienia a nasza misja to tylko bańka mydlana. Różowa w dodatku. Jeśli czegoś chcemy to po prostu to zróbmy. Tak naprawdę to tylko wymówki. Postanowić to łatwo, ale zrobić to już "nie ma komu". 



Ale ostatnio usłyszałam ciekawszą historię. Pewien ktoś rzucił palenie. Nawet na prawie rok. Więc w jakimś stopniu misję wypełnił. Ostatnio, wiecie stresy i wrócił do swojego wstrętnego nałogu (fajki? bleee!). Usłyszałam wtedy, że nie sztuką jest rzucić a po jakimś czasie zabawa się kończy. Bo co to za wyzwanie jak już nie palę i mnie nie ciągnie? Więc trzeba sobie stawiać nowe poprzeczki, urozmaicić trochę życie. Popalę trochę i znowu rzucę - zabawa się zaczyna.

Drodzy Męczennicy, nie stawiajcie sobie misji, której nie zamierzacie wypełnić. Wstyd mi za Was. I za siebie.


Pozdrawiam, 
Hania nałogowiec. 




czwartek, 25 czerwca 2015

Pokaż kotku, co masz w środku.

Masz charyzmę? Masz TO COŚ? Masz ten błysk w oku? Porywasz za sobą tłumy?

 






NIE. Gdyby tak było, nie musiałbyś odpowiadać na te pytania. Tym bardziej odpowiadać "tak, jestem". GÓWNO PRAWDA. Charyzmatyczny ktoś nie zastanawia się nad tym czy ma ten błysk. Nie myśli o tym czy jest wyrazisty. On po prostu jest. Po prostu porywa tłumy.






Ty, ja i zdecydowana większość społeczeństwa, jesteśmy tylko zwykłymi szarymi istotami, które nie mają siły przebicia. Jesteś, żyjesz sobie w tym swoim niewyrazistym świecie, osiągasz te swoje niewyraziste cele. Gdybyś nagle stwierdził, że chcesz ocalić świat i poszukujesz ochotników, pewnie nikt by za Tobą nie pobiegł. Gdybyś założył bloga(tak, jak ja) pewnie nikt by tego nie czytał. I co z tego? Nie no, oczywiście nic. Jest fajnie tak, jak jest. Czujesz się spełniony, dowartościowany i łudzisz się, że jednak tłum pobiegnie za Tobą ratować świat.


Chyba jednak nie jesteś dowartościowany. Gdybyś czuł się spełniony nie mówiłbyś o tym spełnieniu wszystkim dookoła. Nie musiałbyś mówić, że prowadzisz bloga, dla samego pisania, bo przecież kochasz pisać. Nigdy tak nie jest. Jak chcesz pisać dla siebie, pisz na kartce i to zjadaj. Nie prowadź bloga. Nie mów, że chcesz zbawić świat. 


Czas się pogodzić z tym jak jest. Czas przestać się okłamywać. Czas żyć w zgodzie ze swoimi odcieniami szarości, wtedy będziesz naprawdę spełniony. Przestaniesz mówić, zaczniesz myśleć i czuć. Może uda Ci się zbawić świat, może nie. Najważniejsze to pogodzić się z tym, że jesteś "zwyklaczkiem". Smutne, ale prawdziwe.






Ja się z tym pogodziłam. Piszę, bo mi się nudzi. Moje życie jest szare, ja jestem ruda a trawa zielona. Tak to jest.


pozdrawiam Was serdecznie zakłamane szaraczki!

wtorek, 16 czerwca 2015

Twoja strefa piękna.

Dzisiaj kolejny post będący hejtem w waszą stronę. Wybaczcie, macie do czynienia z hejtującą hiporytką.


Parówki, wszyscy je znacie, prawda? Pewnie większość z Was zajada się nimi w domowym zaciszu.


Z parówkami jest bardzo ciekawa sprawa. Zobaczmy, co mówi biblia gimnazjalistów(wikipedia) na jej temat:

Parówkawędlina drobno mielona, nietrwała, często spożywana w postaci hot doga, zapiekana w cieście bądź gotowana i spożywana z dodatkami, takimi jak musztarda, majonez lub ketchup. (źródło: wikipedia.pl)


 
Paróweczka nasza słynna nie należy do mięs wysokiej jakości. Raczej nazywana jest odpadem. Chodziły nawet legendy, że produkuje się ją z papieru toaletowego. Nie ma wątpliwości jednak, że powstaje z odpadów garmażeryjnych. Nie jest to rarytas, który dobre matki podają swoim pulchniutkim pociechom ani nie chwalimy się znajomym, że zjadamy ich 5 na kolację.


Co byśmy nie zrobili parówka zawsze pozostanie parówką. Tanim...zmielonym...czymś. Nieważne z czym ją podamy. Czy wetkniemy ją w bułę od hot-doga. Czy zwinnie zawiniemy w ciasto francuskie czy nawet podamy z modnymi krewetkami. Parówka to parówka.

Tak samo jest z ludźmi. Cham pozostanie chamem, nawet jeśli przepuści Cię w drzwiach. Ignorant nadal nim będzie, nawet jeśli raz zapyta o twoje uczucia. Słoma zawsze będzie wystawać z butów. Jak to się mówi: "nie szata zdobi człowieka." I nie da się nawet pod najpiękniejszą sukienką czy garniturem ukryć prawdziwego ja. To zawsze wraca. Prędzej czy później. Rodzimy się tym, kim jesteśmy i tak umieramy. Tak, jak parówka nie zmieni swojego składu pod przykryciem ciasta francuskiego, tak maż po ślubie nie przestanie Cię bić.

A mimo wszystko znajdują się amatorzy parówkowych uniesień...



Tym mięsnym akcentem, chcę skończyć ze swoją hejtującą krucjatą. 


Całuję, Hania.

niedziela, 14 czerwca 2015

Z nienawiście do Was.





Już kiedyś pisałam o tym, że społeczeństwo ma ogromne skłonności do hejtowania.
Ciemny ludzie, dlaczegóż Ty taki krytyczny?

"Wszyscy potrzebujemy dobrych rad. Jesteśmy chodzącymi dobrymi radami. I kompletnie nic, absolutnie nic, dla nikogo z tego nie wynika."  

                                                                                                                      JAKUB ŻULCZYK






Obcy ludzie mają tyle do powiedzenia na temat życia swoich sąsiadów, znajomych czy przypadkowo spotkanych ludzi. Tak łatwo i pochopnie oceniamy. Wszystko czego my sami nie robimy a widzimy to u innych, zaraz krytykujemy. Że Basia wpuszcza do swojego łóżka kogo jej się podoba, że Gienio wydał dużo kasy na nowy samochód, że Anka i Mirek mieszkają bez ślubu a Roman to dużo pije. I TAK DALEJ I DALEJ...

A tak naprawdę co nas to ku*** obchodzi? To nie jest nasze łóżka, nasza kasa ani nasza wątroba. To nie nasze życie ani NASZA SPRAWA. Co się stało, że wtrącamy się w życie innych? Łatwo nam nazwać kogoś puszczalską, bezbożnikiem czy alkoholikiem. Nie boimy się wypowiadać na głos osądów. Ale co nam to daje? To jakiś nowy rodzaj rozrywki? Próbujemy ukryć za czyimiś(według nas tragicznymi) wyborami, nasze kompleksy czy niezadowolenie z naszego życia. "Nie jest jeszcze z nami tak źle"-myślimy.

Chyba jednak jest. Jak źle nam musi być na duszy, skoro zamiast zająć się własnym życiem, zajmujemy się życiem innych? Zamiast zaglądać Baśce do łóżka i oceniać jej wybory, zajrzyjmy do własnego. Nie chowajmy się za innymi, nie polepszy ani to naszego życia(może przez 5 minut poczujemy się lepiej, ale ciężar własnych wyborów i tak na nas przygniecie!). ZAJMIJ SIĘ WŁASNYM ŻYCIEM. Nie bądźmy krytyczną dupą, bo to świadczy tak, naprawdę o własnym tchórzostwie. I zazdrości, że ktoś ma odwagę żyć WŁASNYM ŻYCIEM. Leczenie własnych ran, "niedolą" innych pogorszy tylko sprawę....


Myślicie, że tak się działo od dawien dawna, czy po prostu przygniótł nas "ciężar XXIwieku?

Trzymam za Was kciuki, Tchórze tego świata!






Wylałam całą swoją nienawiść do Was, jutro będzie sympatyczniej! 

wtorek, 2 czerwca 2015

Seks do potęgi trzeciej.

"...a nim zgorzkniejesz do cna..."


Jak nie mam nastroju. Dobrego oczywiście, niknie moja kreatywność i chęć tworzenia. A że ostatnio wielki smutek zagościł w mym sercu to też postów nie było. Od jutro (w sumie od teraz) MOŻE się to zmieni. 



Kiedyś coś wspominałam o parówkach. I nawet miałam o nich dzisiaj napisać, ale znalazłam ciekawszy temat.


W jakiejś durnej(chyba jednak wolę książki a gazety obrazkowe) przeczytałam, że faceci chcą trójkątów. Takich wiecie-nie miłosnych. Poniekąd miłosnych. Chodzi o seks. Nie było to dla mnie jakieś zaskakujące. Bo już słyszałam o tym fakcie/micie. Często słyszę jak napalone psiaki piszczą, że chcą dwie piękne niewiasty w łóżku(jednym!) a nie tylko jedną. Taki macho! Sprosta dwóm kobietom na raz-szacun na dzielni.

Ale zaczęłam się nad tym głębiej...hmmm...zastanawiać. Jak to jest naprawdę? W końcu to zdrada. Otwieramy najbardziej intymną sferę naszego życia przed zupełnie obcą osobą. No nie zawsze obcą, ale obcą pod względem emocjonalnym. To nie jest zdrada jak każda inna? Czym się różni od tego jakby on był sam w łóżku z tą drugą? No różni się tak, że my przy tym jesteśmy. Bacznie wszystko obserwujemy, uczestniczymy w tym. Ale również dobrze mógłby zrobić to z nią sam a nam o wszystkim opowiedzieć. 

Wydaję nam się, że w przypadku "trójkąta" mamy kontrolę nad sytuacją. BZDURA. Nigdy nie mamy. Ani jak jesteśmy ani jak nas nie ma. Nie ma żadnej różnicy. Nie mówię, że tego nie popieram. Każdy z nas ma swoje fantazje, dla jednych bardziej dziwne, dla innych akceptowalne(ale nie zaglądajmy nikomu pd kołdrę, nie nasz interes!). Tak się tylko zastanawiam...bo chyba nie różni się to niczym od zdrady "w samotności". Cóż za hipokryzja..."Wtedy Ci pozwoliłam a teraz już nie!", prawda?



Jutro wyjdę zrobić zdjęcia na bloga. I napiszę kolejny post. Może te cholerny parówki wreszcie.


Pozdrawiam serdecznie, Hania.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Urok osobisty gwiazdy fizyki.

Tak z dupy.


Siedząc dzisiaj w skromnych progach pewnej marketingowej firmy (zaprosili mnie na dzień próbny/szkolenie) i czekając na rozbuchanego szefa, z nudów przeglądałam stare czasopisma. Swoją drogą, wielki plus dla tej OGROMNEJ, SZYBKO ROZWIJAJĄCEJ SIĘ KORPORACJI, której siedziba mieściła się w bardzo...hmm...klimatycznej kamienicy. Plus za umilenie czasu oczekiwania. W innym poście opowiem Wam historię owej firmy. 


Wracając do tematu. Przeglądałam sobie te czasopisma i natrafiłam na interesujący artykuł w Coaching'u. Jakaś ważna pani od jakiś ważnych spraw, pewnie profesor czegoś tam, napisała artykuł (w zasadzie artykuł to zbyt duże słowo, raczej notkę informacyjną) na temat upodobań seksualnych ludzi. Upodobań seksualnych to też zbyt duże określenie. Chodziło o to, kto jest dla nas bardziej pociągający, o! 


Artykuł mówił o tym, że bardziej pociągają nas osoby kreatywne. Zdecydowanie częściej zadurzamy się w osobach ze świeżym, pomysłowym podejściem do życia. Kreatywność i spontaniczność jest przez nas odbierana jako pewnego rodzaju romantyzm i to nas urzeka. Bardziej kręcą nas osoby, które potrafią zdobyć się na jakiś niespodziewany czyn niż osoby rozsądne, które planują swoje życie. Najpierw wybieramy kreatywne umysły a na końcu zainteresujemy się osobami o zainteresowaniach technicznych, inżynierskich, czyli tak zwanymi ścisłowcami. Nie chodzi tu o pewność siebie, bo przecież profesor fizyki też może być pewnych siebie (nie znam osobiście żadnego takiego delikwenta, ale znam pewnego chemika młodego).


Pani profesor jakaśtam bardzo profesjonalnie i zgrabnie ujęła temat. Zgadzam się z nią w 100%, ale...czy do cholery musi pisać o tym w jakiś branżowym piśmie? Bo my tego nie wiemy? Już nasze matki i babki wzdychały po cichu do gwiazd rocka. No do gwiazd to może tylko nasze mamy, a babcie do gwiazd...muzyki. Od zawsze kobiety lgnęły do niepoprawnych romantyków, którzy wychodzili poza określone ramy. Dziewczynki podkochiwały się w nauczycielu muzyki a nie matematyki. Mogę się założyć, że w paleolicie kobiety wybierały tych mężczyzn, którzy rysowali w jaskiniach malowidła a nie tych, którzy rozpalali ogień. Chociaż w tamtych czasach trzeba było być kreatywnym, żeby rozpalić ogień...


Tak było, jest i będzie. Pociągają nas osoby, z którymi nie będziemy się nudzić. Szaleńcy otwarci na przygody, na kreatywne działania, romantyczne zagrania. Nie interesuje nas nudny profesorek fizyki, którego najbardziej spontaniczną rzeczą w życiu jest założenie brązowego krawatu do zielonej marynarki. Życie to nie bajka. I nie trzeba o tym pisać naukowych pisemek.



PRZEPRASZAM WSZYSTKICH OBECNYCH I PRZYSZŁYCH PROFESORÓW FIZYKI.

Pozdrawiam, zakochana w gwieździe rocka Hania.



romantyczne zdjęcie Slash'a.

środa, 1 kwietnia 2015

O pannach roztropnych i nieroztropnych.

Tak, jak obiecałam. Ruszam z serią postów o przygodach randkowych. Komu się one przydarzyły-nieważne. Ważne, żeby wynieść z tych opowieści to, co najważniejsze.


Dobre wino? OWSZEM! Bez zastanowienia.

Czasem jednak trzeba się zastanowić...

Krótkowłosa poznaje faceta. Z brodą. Akcja toczy się przy barze. Przy lodzie. Przy wódce i papierosie. Współczesny romantyzm. Zamiast koncertu fortepianowego Bacha w tle jakiś utwór Beyonce. Rozmawiają, rozmawiają, piją i  rozmawiają. Czuć napięcie. Lądują u niego w zabałaganionym mieszkaniu. Drzwi do szczęśliwego przybytku otwiera kluczem z Hello Kitty. Rano krótkowłosa ukradkiem ucieka kiedy on jeszcze śpi. Ku swojemu zdziwieniu zostawia mu kartkę ze swoim numerem telefonu. Wie dobrze, że brodaty nigdy się nie odezwie.


Na drugi dzień nieoczekiwany zwrot akcji. Facet z brodą, którego imienia dziewczyna nie pamięta, odzywa się. SZOK SZOK SZOK. Zaczynają znów rozmawiać. Okazuje się być interesującym gościem. Szczerym egoistą, który nie daje się wciągnąć w jej grę. On rozdaje karty. krótkowłosa nie wie, czego może się po nim spodziewać. Zaskakuje ją mimo swojego silnego charakteru i głęboko zakorzenionego egoizmu. Jest w nim coś uroczego i ciepłego. Chce go poznać. Nie poznaje samej siebie. Rozsądek mówi: daj spokój. 


Egoista zaprasza na dobre wino. W końcu jest sommelierem. Czego chcieć więcej. Do tego zaprasza do knajpy, w której pracuje. W czasie jego pracy. Wtedy trzeba uciekać. Zastanowić się...powiedzieć asertywne: nie. 


Godzina 23.30, ubrana w obcisłą czarną kieckę stoi przed ów restauracją. Zastanawia się co tam robi i czy na pewno pamięta jego imię. Wchodzi i porażka na samym początku. Myli go z kolegą. Nie no, fajnie.


Wieczór mija całkiem przyjemnie. Wino, dużo wino, jeszcze więcej wina. Pan XYZ momentami doprowadza ją do szału. Nic dziwnego, że jest sam. A momentami jest zachwycona,  myśli: "dlaczego on jest sam? Ja mogę się nim zaopiekować!" Trudny człowiek. Raz skończony dupek, raz czuły opiekun. Jak może być tyle sprzeczności w jednym(niedużym!) człowieku? Co jest z tym facetem? I przede wszystkim co jest z nią? Oczywiście akcja przenosi się do niego...oglądają ICH ulubiony film, w którym dialogi znają na pamięć. Pięknie, nie? Nagle brodacz bierze stopę..nie swoją oczywiście. Robi masaż. Czy może być cudowniej? MOŻE! Nagle słychać trzask i biedna dziewczyna orientuje się, że nie ma połowy paznokcia. Brodacz obciął piękny paznokieć. Wychodzi i koniec bajki. 


Jeśli tak mają wyglądać randki to ja chyba podziękuję. Gdzie ten gentleman, który zabierze Cię na odpowiednią ilość wina do odpowiedniego miejsca i po wszystkim odprowadzi Cię do TWOJEGO domu? Który oczywiście odezwie się następnego dnia i będziesz chciał spotkać się znowu z TOBĄ a nie z kolejną? Gdzie te kobiety, które się na to nie godzą? Co się stało z czasami, kiedy kobiety ni traciły paznokci na randkach?


Zmieniają się czasy, zmieniają się obyczaje...ale po co marnować czas na takie przygody, nawet jeśli są one przyjemne? Ale tak przyjemne, że nie chcesz więcej, ale godzisz się na następną i po każdym razie czujesz niesmak w ustach. I czasami brak Ci paznokcia.







PS. Jak macie ciekawe historie randkowe, o których wstydzicie się opowiadać a wiecie, że powinniście ostrzec świat przed nimi, śmiało piszcie! Anonimowo opiszę jako przestrogę!

Wiem, że zdjęcie stare...ale niebawem wracają tematyczne zdjęcia na bloga!


Pozdrawiam, Hania.

czwartek, 19 marca 2015

Gimnazjalne rozgrzeszenie.

Długo mnie nie było. Musiałam się zebrać. I tak minął miesiąc...może dwa?


Brak mi weny. Pije ostatnio ziele czystka w nadziei, że moje szare komóry się zregenerują...jak na razie nie widzę poprawy.

Ostatnio, jako że lata lecą nieubłaganie, dni mijają bezpowrotnie, zbiera mi się na przemyślenia. Wiecie takie poważne, nad sensem mojego istnienia. Człowiek dorasta, dojrzewa. Ciało zmienia się w jedną, wielką wiszącą fałdkę skóry. Czasami skóry i tłuszczu. Nabiera doświadczenia życiowego, staje przed trudnymi wyborami. Im straszy człowiek, tym mądrzejszy. Więcej przeczytanych książek, zwiedzonych miejsc, przepitej wódki. Gdyby się tak głębiej nad tym zastanowić, to na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza...

Tylko, że mam wrażanie, że w moim przypadku to się nie sprawdza. Może i więcej zmarszczek i wódki, ale czy więcej rozumu? Chyba nie...w dodatku im więcej lat przybywa, przybywa też problemów. Jak mówi mama( moja akurat, ale wasze pewnie też): "Większe dziecko, większy problem". Zgadzam się z nią w 1000000%. 

Czasami, na przykład dzisiaj, chciałabym wrócić do gimnazjum. Mieć te 13lat. Nie martwić się o nic. O przepraszam, martwić się tylko o to, żeby Paweł zatańczył ze mną na dyskotece i jak tu przekonać rodziców, żeby pozwolili mi wrócić do domu po 21. Fajnie by było pisać wypracowania z polaka zamiast uczyć się trzy dni do kolokwium, którego nie zdam. Lubiłam też jak babcia gotowała obiady...teraz w chwilach kryzysowych pozostaje mi mrożona pizza. LUBIĘ MROŻONĄ PIZZĘ, ale...w gimnazjum było łatwiej. Rozumiecie? Lżej się żyło, bo nie musieliśmy podejmować żadnych decyzji, a co więcej nie ponosiliśmy konsekwencji za żadne decyzje. Wtedy, bo obecnie ja zbieram ziarno decyzji sprzed lat. 

Miło by było tak na chwilę ubrać jeansową miniówkę, trampki i różową bluzkę na szyję i przenieść na szaloną dyskotekę w gimnazjum...aaa, i wymalować powieki różowym cieniem (przyznaję się tak robiłam)...

Trochę powagi na dobranoc. 

niedziela, 1 lutego 2015

Król idiotów.

"Tego kwiatu jest pół światu!"
"Znajdziesz kogoś lepszego."
 "Twoja druga połówka, gdześ tam na Ciebie czeka."

Standardowe teksty, które słyszymy, kiedy rzuci nas facet. My płaczemy, koleżanki pocieszają. Nie ten, będzie następny-nie przejmuj się. Zaczynasz wierzyć, że rzeczywiście czeka gdzieś na Ciebie ten idealny. 

Rzeczywiście, według wikipedii na świecie jest 3566 mln mężczyzn. Stanowi to o 1% więcej niż kobiet. Całkiem nieźle, rzeczywiście jest w czym wybierać. Ale jak to jest naprawdę?

Porównuję sobie wszystkich mężczyzn, którzy stanęli na mojej drodze. I wiecie co? Mało, który mógłby pretendować do miana kandydata na męża. W zasadzie żaden. Za to większość z nich mogłaby wystartować w konkursie na króla idiotów (przepraszam, ale nie można tu użyć łagodniejszego określenia). Oczywiście, myślałam, że to ja przyciągam takie elementy. Zaczęłam się nad tym  głębiej zastanawiać i analizować mężczyzn, których spotkały moje przyjaciółki. Wynik był zaskakujący. Więcej było facetów z różnymi skazami niż tych...normalnych. 

Nie wiem z czego to wynika. Czy to warunki jakie stwarza XXIwiek, ciężkie czasy w jakich nam przyszło żyć czy co...? 

A może warto podejść do sprawy inaczej. Może to nie ich wina. Oczywiście, z nimi nie jest wszystko okej, ale może my stawiamy za wysoko poprzeczkę. Mamy za duże wymagania. Co jest złego w Maminsynku? Nikomu nie zaszkodzi chyba odrobina Chama-egoisty czy Samodestrukcyjnego Alkoholika. A 25letni chłopczyk, który zatrzymał się na etapie rozwojowym 13latka? Dlaczego nie dać im szansy? Przecież życie z facetem, który zamiast kochać swoją dziewczynę kocha Rihannę, może być ekscytujące. Może wytatuujemy sobie na ciele dwie połówki Rihanny, które po złączeniu stworzą idealną całość. 

Jeśli to ma tak wyglądać, to ja chyba zrezygnuję z randek. 



środa, 21 stycznia 2015

Mazda rocznik 95.

Miały być parówki, wiecie takie różowe i gładkie. Ale od wczoraj jestem na diecie(nie mieszczę się w spodnie ani w ulubioną kieckę!) i to zbyt niebezpieczne. Powstrzymam się do jutra. 

Wieczorem rozmyślałam o kobietach. Czy wszystkie jesteśmy naiwne? Czy to leży w naszej naturze? Zaszła jakaś podstępna mutacja w genie B380? A może to takie nasze widzimisię?

Od dziecka wierzymy ŚLEPO we wszystko co widzimy/słyszymy. Naoglądamy się w tiwiku pięknych kobiet, które z gracją poruszają się na niebotycznie wysokich szpilkach. Dorastamy i okazuje się, że NIEBOTYCZNIE wysoka to jest cena tych szpilek a chodząc w nich wyglądamy jak skrzyżowanie kaczki z psem w PSICH butach. Książę na białym rumaku? Pojawi się! W końcu...Wydajemy fortunę na kosmetyki z "wyższej półki", bo odrobina luksusu sprawi, że będziemy piękne. Informacja dnia: otóż...nie będziemy! 

Całe nasze kobiece życie to pasmo niekończącej się wiary i rozczarowań. Szpilki to męka, książę okazuje się łysiejącym, niedojrzałym nudziarzem. Biały rumak-mazda rocznik 95. A podkład chanel, nie dość, że jest gówniany, to w dodatku nas nie stać. 

Czasami mam wrażanie, że moje życie jest jak mrożona pizza. Mam na nią ochotę, snuję wielkie plany a kiedy otwieram okazuje się że są tylko dwa plasterki salami. Ale kupują następną(i następną), mimo, ze wiem jak to się skończy. TO JEST WŁAŚNIE NAIWNOŚĆ. Ciągle to samo rozczarowanie, kiedy widzę te dwa plasterki, mając nadzieję na trzy...


źrodło: pinterest



DRODZY GENETYCY! Proszę znaleźć lekarstwo na kobiecą laiwność. Byle szybko.
 

SYMPATYCZNIE KAŻDEGO DNIA Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger