poniedziałek, 1 grudnia 2014

"Wiecie kim jestem?", czyli długa i nudna recenzja filmu.

Nie będę przepraszać za przerwę, bo...to nie ma sensu. 


Dzisiaj nietypowo (nie chcę powiedzieć: z dupy) recenzja filmu. Taak, czasami poza serialami zdarzy mi się obejrzeć coś innego. 

Na ten film wpadłam przypadkowo, nikt mi go nie polecił, nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Z jednej strony się nie dziwię. Nie jest to holiłódzka supermegaprodukcja. Nie gra tam ani DiCaprio ani Ryan Gosling. Nie ma efektów specjalnych w stylu "Gwiezdnych Wojen". A co w takim razie ma ten film? Szczerze? Nic. Nawet nie było reklamy, bo i miliardowej inwestycji nie było. 

Wracając do tematu...dziwię się jednak, że nikt mi o nim nie napomknął. Przecież na pierwszy rzut oka głównym motywem filmu jest seks. A seks się sprzedaje. Chyba. Albo sprzedawał. Sama już nie wiem. 





Naprawdę nikt nie oglądał tego filmu? Czy po prostu nie warto o nim wspominać?



"WITAMY W NOWYM JORKU."

Film opowiada o władzy, pieniądzu, seksie. Przeplatają się tam gdzieś nawet uczucia. Produkcja oparta jest na historii francuskiego ekonomisty i szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którego wielka kariera kończy się nieco kontrowersyjnie.





Co mnie urzekło w tym filmie? Matko, nie wiem. Urzekł mnie napis na plakacie: zapraszamy do kin studyjnych. Lubię niekomercyjne, nieprzesiąknięte hollywoodzką arogancją filmy. Wolę sięgać po filmy, które przekazują ciekawe wartości, w sposób nieoczywisty (chociaż wydawałoby się, że oczywisty-masło maślane). 

Fabuła to oklepany już motyw nadużywania władzy przez polityków. Nie mamy tu nic odkrywczego: skorumpowany, owładnięty żądzą władzy polityk i jego grzechy. Seks, agresja, narkotyki, alkohol.
Nie jest ona przedstawiona w sposób zaskakujący. Po prostu. Bohater ma władzę i pieniądze. Nie liczy się z nikim i niczym (oprócz swoich żądz). Korzysta z usług prostytutek, zdradza żonę, nadużywa alkoholu, bierze narkotyki. Żyje mu się dobrze (co potwierdza jego tusza). Jednak sielanka się kończy, kiedy próbuje zgwałcić pokojówkę. Wtedy wychodzi drugie dno całej historii. Jak się okazuje polityk jest uzależniony od seksu. To choroba, z którą bohater nie może sobie poradzić. Niekorzystnie na stan jego zdrowia wpływają możliwości wynikające z bogactwa i pozycji społecznej. BIEDACZYSKO.





Film ukazuje pewną drogę. Najpierw rozpustną, później ścieżkę męczennika strąconego z piedestału. 

W ekranizacji jest dużo sprzecznych emocji, momentami nie ma ich w ogóle. Momentami stara się nas zaskoczyć a czasami zanudzić. Dosadne (ale też nie aż tak dosadne, bez przesady...) sceny seksu a potem nudne dialogi przez milion czasu. Niby przestroga przed nadużywaniem władzy, gdzieś tam apel o to, aby nie dać się stłamsić i nie bać się (jak się okazuje za sprawą biednej pokojówki, bohater miał na swoim koncie więcej takich występków, nikczemnik!) i takich różnych rzeczy można się doszukiwać. I ktoś się na pewno doszukał. Chociaż film w sumie nudny, nie dotrwałam do ostatnich 5 minut i nie wiem czy został uniewinniony czy skazany. 

Coś mnie jednak urzekło. W końcu dotrwałam prawie do końca.

Może to Gerard Depardieu. Nie lubię go. W ogóle nie lubię francuskich filmów, tzn. filmów w których mówią po francusku. Chociaż sam francuski to piękny język. Zwłaszcza Francuzi...są piękni...ale wracając do Depardieu. Uważam, że zagrał fantastycznie. Zaraz się doczepicie, że nie miał co zagrać. Tylko stał/siedział, ew. kawałek szedł. Charczał i udawał, że uprawia seks. Nawet za dużo nie mówił. Jednak uważam, że to jego lepsza rola. Grał bardzo...prawdziwie. Nie widziałam aktora tylko uwikłanego polityka. Widziałam te emocje lub ich brak wtedy, kiedy nie powinno ich być. Brawo. Nawet charczenie było bardzo przekonujące, chapeau bas. 

Podsumowując, obejrzyjcie ten nudny film o oklepanej tematyce przedstawionej w sposób przewidywalny. Warto. Serio. 

Polecam, Hania.

0 komentarze :

Prześlij komentarz

 

SYMPATYCZNIE KAŻDEGO DNIA Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger