czwartek, 28 sierpnia 2014

Garnitur, air max'y i równouprawnienie.

Kiedy mężczyzna był mężczyzną.


W starym kinie mężczyzna był mężczyzną. Po prostu. Zawsze wysoki, dobrze zbudowany. Z czarującym uśmiechem przyklejonym do pięknej buźki. Uprzejmość to jego drugie imię ubrana w idealnie dopasowany garnitur. Zabawny, z  pewnością przepuści Cię w drzwiach. Kiedyś mężczyzna=gentleman. Jak to wygląda teraz?




Teraz (noo, jakiś czas temu) kobiety wymyśliły równouprawnienie. Zapragnęłyśmy tego z całego serca, szturmem wprowadzałyśmy je w życie. Chciałyśmy zajmować ważne stanowiska, mieć szanse do awansów, chciałyśmy być uważane za silne i samowystarczalne. Chciałyśmy pokazać, że i my możemy postawić kropkę nad i! BO PRZECIEŻ MOŻEMY.


Kiedy kobieta zapragnęła być mężczyzną.





Doszłyśmy do momentu, kiedy chcemy robić karierę i mieć dzieci. Chcemy być niezależne finansowo, zresztą najlepiej być niezależne w ogóle. Mężczyzna powinien pomagać nam w wychowaniu dzieci, gotować, prać i sprzątać-równy podział obowiązków. I tu następuje wielkie bum, ogromna sprzeczność. Chcemy być niezależne finansowo, ale facet ma zarabiać na rodzinę. My zarabiamy na siebie-jakie to oczywiste. Chcemy być traktowane tak, jak faceci, ALE NA NASZYCH ZASADACH I W OKREŚLONYCH SYTUACJACH. My zarobimy na siebie i na nasze potrzeby, a on to facet, niech zarabia na rodzinę (równouprawnienie? No przecież jest po równo). Chcemy zajmować najważniejsze stanowiska, ale chcemy też być na 15 w domu, żeby zjeść z dziećmi obiad (jakim cudem miałoby się to stać?). Chcemy być traktowane jak księżniczki, komplementowane, rozpieszczane. Prezenty mają być na porządku dziennym, Boże dopomóż jeśli zapomni przepuścić Cię w drzwiach. I niech go piekło pochłonie, jeśli nie wniesie tej walizki na 4 piętro! Nowe porzekadło mówi: równouprawnienie kończy się kiedy trzeba wnieść walizkę na 4 piętro. I tak to właśnie jest z tym równouprawnieniem. My niechętnie przejmujemy atrybuty męskości. Żadna z nas nie ma ochoty naprawiać kranu, jeśli się zepsuje (tak wiem, że znajdę się takie, które to zrobią!) czy wywozić śmieci, palić w piecu, nosić węgla. Nie chcemy również być tak miłe dla panów, jak wymagamy, żeby oni byli mili dla nas. Już widzę te kobiety, które biegną do ukochanego, gdy on krzyczy z kanapy: daj browara, kobieto! 




Chciałyśmy równouprawnienia, więc stosujmy się do niego. Jak wszystko to wszystko (z wyjątkiem kwestii fizycznych). Jednak tak to nie działa. Równouprawnienie jest tam, gdzie nam pasuje. Tak po prostu, bez żadnego wytłumaczenia. 

Chociaż jak patrzę na mężczyzn, im chyba niektóre kwestie też równouprawnienia się spodobały. Chociażby ubiór. Mokasyny zastąpiliście, drodzy Panowie, kolorowymi air max'ami, garnitury obcisłymi spodniami a białe koszule? Matko najdroższa, co się z nimi stało? Teraz w grę wchodzą również obcisłe koszulki z ogromnym dekoltem. 


Czasem tak patrzę na wszystko, co się dzieję i myślę...o co chodzi?


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Masz 15lat?

Post dotyczy tylko i wyłącznie osób DOROSŁYCH! Dzieci o takich sprawach powinny rozmawiać z rodzicami.

Co zrobić gdy znajdziemy się w sytuacji intymnej z partnerem? Czy w ogóle coś robić? A może w ogóle nie powinniśmy znaleźć się w takiej sytuacji?

Kiedy powinniśmy powiedzieć TAK dla seksu? 
Kiedy kończymy 18lat i stajemy się pełnoletni? W świetle prawa jesteś dorosły-droga wolna! A jak to jest naprawdę? Masz stałego partnera (takiego naprawdę stałego a nie poznanego na imprezie chłopaka, z którym spotykasz się od dwóch tygodni)? Pewnie nie. Więc nogi i ręce przy sobie, bo chyba nie warto dla "chwili przyjemności" z kimś przypadkowym, bo przecież już mogę. Jeszcze nabawisz się jakiejś choroby albo zajdziesz w ciążę i będzie po sprawie. 
Mijają kolejne lata, starość płynie i nic. Nadal nic na siłę. 
Mam partnera! SUPER, JEEEJ! Tylko jak to teraz jest z tym związkiem. Jesteśmy razem cztery miesiące, chodzimy do kina, na lody, myziamy się-jest miło. Ale czy to powód do tak ważnego kroku? Czy ten związek jest tak poważny? Coś z tego będzie? Ueghh, czy Wy się w ogóle zdążyliście poznać przez te cztery miesiące? Pewnie nie, nie, nie i nie. Oczywiście, jesteście dorośli i możecie robić co chcecie. Ale tak sobie myślę (z perspektywy czasu oczywiście!), że można by się zastanowić nad powagą tej decyzji. Może warto poczekać na ten właściwy moment i tego właściwego faceta-ale romantycznie, aż się łezka w oku kręci. A z drugiej strony kiedy będziemy wiedzieć, że to ten właściwy i facet i moment? Nie wierzę w cudowne olśnienie czy coś tam. To może poczekać chociaż do momentu: "Kocham Cię"? Gorzej jak ta chwila ni nadchodzi. Gorzej jeszcze jest jak nadejdzie a potem okaże się, że nic te słowa nie znaczyły. Dzisiaj ludzie naprawdę rzucają tymi słowami jakby to było zwykle: "Smacznego!" Chociaż czasami mam wrażenie, że "smacznego" więcej znaczy. 
Do rzeczy...MOMENT IDEALNY NIE ISTNIEJE. Nie ma też określonego czasu, kiedy powinno się to stać. Żadne czynniki nie mają na to wpływu (chyba, że wiek-poniżej 15 grozi karą!). Każdy musi zdecydować czy to jego chwila. I nie nam oceniać czy odpowiednia czy nie!


Udało się, zrobiliśmy to! Teraz kwestia czy to powtórzyć i jak powtórzyć. Często jest tak, że boimy się wielu rzeczy robić. Wstydzimy się, myślimy, że nie wypada czy obawiamy się, że nam nie wyjdzie. Słusznie? Czy są w łóżku rzeczy, których nam nie wypada? Załóżmy, że mówimy o ludziach szanujących się, kochających się, żyjących w stałym, może długoletnim związku. Planują wspólne życie, budują jakąś przyszłość. Czy w takim wypadku powinniśmy się bać i wstydzić? Może powinniśmy być otwarci, spełniać oczekiwania JEDNEJ I DRUGIEJ STRONY (nie naruszając niczyjej wolności i uczuć)? A nawet jeśli Ci ludzie nie są w stałym związku to czy są rzeczy, których nie powinni robić? Jedną granicą jaka w takich sprawach jest to nasza własna granica oraz wolność i uczucia tej drugiej strony. Bo przecież to, co robimy w łóżku jest naszą sprawą. Ważne, żebyśmy postępowali zgodnie z własnym sumieniem, nie zapominając o tej drugiej osobie. NASZA WOLNOŚĆ KOŃCZY SIĘ TAM, GDZIE ZACZYNA WOLNOŚĆ INNYCH! 
*należy postępować zgodnie z prawem!


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

But znaczkowi nierówny.

Dwa dni temu dodałam nowy wpis a tu nagle minął tydzień...jak to się stało?!

POSTANAWIAM SIĘ POPRAWIĆ.


Dzisiaj o butach, znaczkach pocztowych i...



Ela kupiła nowe buty. Piękne czerwone szpilki, z noskiem w idealny, nienachalny szpic. 
-Była wyprzedaż i...no sam rozumiesz. Szkoda było nie skorzystać! Zresztą, zrozumiesz jak zobaczysz!-ucieszona Ela wyciąga czerwone cudo.
-Yyyy...no ładne. Skąd miałaś pieniądze?-chłopak nie podziela jej radości.
-No nie miałam. Najwyżej nie będę miała za co jeść do końca miesiąca, ale rozumiesz? Była promocja a takich jeszcze nie mam. I tak planowałam je kupić a że trafiła się taka okazja...





Rozumiecie powagę sytuacji? To ten szpic. Tym sposobem Ela kupiła swoją 102485009 parę butów. Ale takiej jeszcze nie miała.




-Po co Ci takie buty? Musiałaś je kupić? Masz przecież szpilki.-racjonalizm chłopaka uderza falami.
-JAK TO PO CO? Będę w nich chodzić. Nie mam takich, zawsze się przydadzą. Już widzę jak będą pięknie wyglądać z prostymi jeansami z rozdarciem ma kolanach i białą koszulą!-Ela ma wytłumaczenie!




No właśnie jak to jest? Kupujemy setną parę butów. Zdarza się, że jedną z nich ubieramy dwa razy w życiu (w tym raz w sklepie jak przymierzamy!). Ale kupujemy następne i następne. Głodujemy, rezygnujemy z innych dobrodziejstw życia (o dziwo, nie chudniemy <rozpacz>), ale jesteśmy szczęśliwymi posiadaczkami 101 pary butów, tym razem do grona dołączył czerwony szpic! Czy jesteśmy przez to próżne? Dlatego, że lubimy otaczać się butami oznacza, że nadmiernie przywiązujemy wagę do rzeczy zewnętrznych? Czy można taką postawę uznać pewnym rodzajem pychy? Przecież każdy but jest inny. Każdy znaczy dla nas coś innego. Każdego z nich ubierzemy na inną okazję. Buty są jak dzieła sztuki, inspirują nas, jednocześnie obnażając naszą duszę.




A czym się różni zbieranie butów od zbierania znaczków? Niczym. Jedno i drugie ma wyjątkową wartość dla kolekcjonera. A jakie to ma znaczenie czy są to znaczki pocztowe z Papieżem czy te cholerne buty? Znaczkowy potwór nie jest uznawany za osobę próżną, ba! nawet często jest podziwiany za wiedzę oraz ciekawe (i nieciekawe) zainteresowanie. A kobieta/mężczyzna/istota, która posiada znaczną ilość butów jest krytykowana i niedoceniona. 

Znaczki jak znaczki, ale wędki? Ktoś opowiedział mi historię pewnego pana. Pan kochał wędkowanie. Wydawał ogromne sumy na sprzęt do łowienia ryb. Również nie był krytykowany, nigdy nie została przypięta do niego łatka-próżny. BO PRZECIEŻ KAŻDA WĘDKA JEST INNA I MA INNE ZASTOSOWANIE! A buty to nie? Sportowe do biegania, trampki na spacer a czarne szpilki na egzamin. Jeśli kobietę posiadającą kilkanaście par butów nazywamy próżną, pewnie głupiutką to mężczyznę zbierającego znaczki czy kupującego trzydziestą wędkę również tak nazywajmy. Bądźmy konsekwentni. Bo tu nie chodzi o to, co zbieramy i czym się otaczamy. Chodzi o to, jaką dla nas ma to wartość. 

A poza tym zamiast oceniać ludzi po ilości butów w jego szafie, porozmawiajmy z nim. Dowiedzmy się więcej o nim i jego zainteresowaniach. Pięćdziesiąta para butów nie świadczy o człowieku. Świadczy o nim to, co ma do powiedzenia. Warto też zwrócić uwagę na jego czyny i stosunek do drugiej osoby. Jeśli dowiemy się tego wszystkiego, może wtedy będziemy mogli zastanowić się czy zasłużył na miano próżnego.




Pozdrawiam,
próżna Hania i jej buty!

sobota, 9 sierpnia 2014

Jazda ekstremalna

Ku przestrodze.

    Zdarzyło się to koleżance siostry kuzynki mojej przyjaciółki (?). Zbliżały się osiemnaste urodziny wspomnianej niewiasty, więc dziadek wykupił jej kurs prawa jazdy. Radość ogromna, będzie prawko. Przyszedł czas pierwszej jazdy. W "elce" siedzi podstarzały playboy-dłuższe włosy, gęste i ciemne(pewnie  farbowane), egzotyczna opalenizna(warto zaznaczyć, że był to kwiecień), silnie rozbudowana muskulatura, którą uwydatniała biała, OBCISŁA koszulka. Wspomniałam o białych, idealnie prostych zębach? No to tak to wyglądało. 





    Jazdy mijały przyjemnie. Instruktor bardzo miły. Jego żarty zakrawały o lekki flirt. Początkowo było niegroźne. Później zaczęły się poważniejsze rozmowy, żarty groźniejsze. "Pokażę Ci jak się zmienia biegi"-ręka na jej ręce...robi się niezręcznie. Potem było już tylko gorzej. Coraz częściej delikatne, niby przypadkowe dotknięcia. Flirt zbyt stanowczy. Otwarte propozycje spotkań: "Może zjedlibyśmy razem kolację, jazda trwa 2h, to na godzinę moglibyśmy gdzieś wyskoczyć?", "Może poszłabyś ze mną do kina w weekend?". Jak tu dyskretnie odmówić? Myślicie, że gorzej być nie może? Może. Raz dziewczyna powiedziała (W ŻARTACH), że brelok od kluczy powinien być różowy. Na następnej jeździe był już różowy. Zaczęły się też smsy. Na dobranoc: "Słodkich snów, Księżniczko". Biedna dziewczyna oczywiście nie odpowiadała na nie. Unikała flirtów, żartów. Później zaczęła unikać nawet rozmów. Jazdy stały się koszmarem. 





Fatalne zauroczenie


    Jak radzić sobie z fatalnym zauroczeniem? Czy my kobiety jesteśmy narażone na takie sytuacje tylko ze względu na to, że jesteśmy KOBIETAMI? Dziewczyna nie była ani nieziemsko piękna, ani zgrabna (nawet lekko przy kości). Zazwyczaj nie miała makijażu, mokre włosy albo kitkę i jakiś sweter, bo jazdy albo odbywały się rano albo wieczorami. Nie wyróżniała się niczym, nie ubierała się wyzywająco, nie zachowywała się kusząco ani dwuznacznie. Więc jak to się stało, że została "zaatakowana"? Jak mogła tego uniknąć? Chyba nie mogła. Nie możemy przecież udawać, że nie jesteśmy kobietami albo unikać wszystkich mężczyzn na świecie w obawie przed fatalnym zauroczeniem. Co powinnyśmy zrobić, gdy jednak padniemy ofiarami takiej sytuacji? Żadnego odwzajemniania flirtu, nawet najdrobniejszych żartów. Język za zębami, drogie Panie, żeby nie palnąć nic, co bardziej rozbudzi lwa. Oczywiście nie odpisujemy na słodkie smski. Powinnyśmy też otwarcie mówić o tym, co nam nie odpowiada. Jeśli czujemy się nieswojo czy nawet czujemy się molestowane, mówmy o tym! HOLA HOLA DROGI PANIE, PORA PRZYSTOPOWAĆ. Nie bójmy się wyrażać naszych uczuć. Wyznaczmy granice: "Nie życzę sobie tego typu wiadomości, proszę przestać." Jeśli to nie skutkuje może trzeba po prostu zakończyć taką znajomość? Jesteśmy silne, wyznaczajmy granice, nie dajmy się! I zamiatajmy sprawy pod dywan. Trzeba mówić o takich sytuacjach, bo siedząc cicho dajemy przyzwolenie na takie zachowanie.



środa, 6 sierpnia 2014

Okazyjne okazje.

     Dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie, dlatego dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam pewne dziwactwa, które zaobserwowałam. 





    Jako, że jestem wnikliwym obserwatorem otaczającej mnie rzeczywistości, często udaje mi się zanotować ciekawe przypadki(albo wypadki).


    Na pierwszy ogień idzie sytuacja dzisiejsza. Poznańska pizzeria o wdzięcznej nazwie: "Ahmed". Siedzę w środku w lokalu przy oknie. Po pewnym czasie przy stoliku na dworze siada kobieta z synkiem (prawdopodobnie z synem). Pijąc napoje, zajadając się frytkami, czekają na resztę zamówienia. W między czasie pojawił się tata-głowa rodziny z przyjacielem/bratem/drugim tatą. Tata od stóp do głów ubrany w strój od HUGO BOSSA, mama też dobrze ubrana. Sielanka trwa w najlepsze, nic nie zwiastuje tragedii. I w tedy kelnerka przynosi pizzę dla rodzinki. Młody szczęśliwy, tata też. Tylko z matką coś się dzieję. Nagle kobieta zaczyna zdejmować wszystkie dodatki z tej pizzy. Na talerzu zebrała się spora kupka odpadków z pizzy a pani zajada się samym ciastem. Zdziwiona myślę sobie: "kurdę, jak się nie lubi czegoś to się tego nie zamawia." Kolejny kawałek i ta sama akcja. Z moją towarzyską posiłku nie możemy uwierzyć. Zaczynamy się zastanawiać...bum! Olśnienie! Pani na pewno dla psa to bierze! Śmiejemy się z własnej teorii, BO KTO W DZISIEJSZYCH CZASACH ZABIERA RESZTKI PIZZY DLA PSA. Aż tu cios! Pani zawija resztki pizzy (w zasadzie nie można tego nazwać resztkami) w serwetki i chowa do reklamówki. Jednak wzięła dla psa...a może na kolację dla rodzinki? Zabawa trwa dalej. Przychodzi drugi pan i niesie...PSA! Małego, włochatego yoreczka. Sprawa się wyjaśniła. Pani pod stołem karmi psa pizzą. 

    Długo myślałam nad tą sytuacją. Nie można karmić psa w domu KARMĄ DLA PSÓW? Bo chyba stać ich na karmę, skoro stać ich na markowe ciuchy, wypasioną bmkę i papierosy. Ale potem myślę sobie, że może stać ich na to wszystko, bo dzielą się pizzą z psem, oszczędzając wtedy na jego karmie. Może to ich sposób na gospodarowanie pieniędzmi? Pies zjadł ser z pizzy i mięso a Pani spód. Wszyscy najedzeni a wydali tylko 30zł(zbieżność cen przypadkowa) za pizzę zamiast 50 za pizzę i karmę.

     Dlatego nie powinniśmy śmiać się z tej sytuacji, powinniśmy wynieść z niej lekcję gospodarności!







    Na koniec sytuacja, której nie byłam bezpośrednim świadkiem. Myślę zresztą, że jest to sytuacja znana Wam dobrze. Napięcie wzrasta, tadadaaaam...CROCS'Y W LIDLU

   Żebyście w pełni zrozumieli o czym piszę, macie tu link: https://www.youtube.com/watch?v=ptsTG_Iu3zg

   Tak naprawdę nie wiem czy się śmiać. I chyba nie wiem co napisać. Co nimi kieruję, że walczą o te buty? Nie są ze złota, nie dostaną dzięki nim super mocy, nie sprawią, że będą nieśmiertelni, nawet nie są darmowe. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Można dostać różne produkty w rożnych przedziałach cenowych. Więc dlaczego Ci ludzie zachowują się jak zwierzęta, kiedy Lidl wprowadził do oferty Crocs'y za 75zł? Okazja jakaś tam jest, ale jak się dobrze poszuka to w internacie też można znaleźć taką ofertę. Może kupują, żeby później sprzedać drożej i zarobić parę groszy? Ale czy nie można zarobić na tych paru groszy nie tracąc swojego człowieczeństwa i godności? 


Na koniec moje ulubione zdjęcie Pana, pływającego "w pełnym umundurowaniu"  na materacu :)




    Niestety nie miałam zdjęć pasujących do opisanych zdarzeń, dlatego w celu zwrócenia waszej uwagi zdjęcia są takie a nie inne <spryciarz>

 

SYMPATYCZNIE KAŻDEGO DNIA Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger