czwartek, 25 czerwca 2015

Pokaż kotku, co masz w środku.

Masz charyzmę? Masz TO COŚ? Masz ten błysk w oku? Porywasz za sobą tłumy?

 






NIE. Gdyby tak było, nie musiałbyś odpowiadać na te pytania. Tym bardziej odpowiadać "tak, jestem". GÓWNO PRAWDA. Charyzmatyczny ktoś nie zastanawia się nad tym czy ma ten błysk. Nie myśli o tym czy jest wyrazisty. On po prostu jest. Po prostu porywa tłumy.






Ty, ja i zdecydowana większość społeczeństwa, jesteśmy tylko zwykłymi szarymi istotami, które nie mają siły przebicia. Jesteś, żyjesz sobie w tym swoim niewyrazistym świecie, osiągasz te swoje niewyraziste cele. Gdybyś nagle stwierdził, że chcesz ocalić świat i poszukujesz ochotników, pewnie nikt by za Tobą nie pobiegł. Gdybyś założył bloga(tak, jak ja) pewnie nikt by tego nie czytał. I co z tego? Nie no, oczywiście nic. Jest fajnie tak, jak jest. Czujesz się spełniony, dowartościowany i łudzisz się, że jednak tłum pobiegnie za Tobą ratować świat.


Chyba jednak nie jesteś dowartościowany. Gdybyś czuł się spełniony nie mówiłbyś o tym spełnieniu wszystkim dookoła. Nie musiałbyś mówić, że prowadzisz bloga, dla samego pisania, bo przecież kochasz pisać. Nigdy tak nie jest. Jak chcesz pisać dla siebie, pisz na kartce i to zjadaj. Nie prowadź bloga. Nie mów, że chcesz zbawić świat. 


Czas się pogodzić z tym jak jest. Czas przestać się okłamywać. Czas żyć w zgodzie ze swoimi odcieniami szarości, wtedy będziesz naprawdę spełniony. Przestaniesz mówić, zaczniesz myśleć i czuć. Może uda Ci się zbawić świat, może nie. Najważniejsze to pogodzić się z tym, że jesteś "zwyklaczkiem". Smutne, ale prawdziwe.






Ja się z tym pogodziłam. Piszę, bo mi się nudzi. Moje życie jest szare, ja jestem ruda a trawa zielona. Tak to jest.


pozdrawiam Was serdecznie zakłamane szaraczki!

wtorek, 16 czerwca 2015

Twoja strefa piękna.

Dzisiaj kolejny post będący hejtem w waszą stronę. Wybaczcie, macie do czynienia z hejtującą hiporytką.


Parówki, wszyscy je znacie, prawda? Pewnie większość z Was zajada się nimi w domowym zaciszu.


Z parówkami jest bardzo ciekawa sprawa. Zobaczmy, co mówi biblia gimnazjalistów(wikipedia) na jej temat:

Parówkawędlina drobno mielona, nietrwała, często spożywana w postaci hot doga, zapiekana w cieście bądź gotowana i spożywana z dodatkami, takimi jak musztarda, majonez lub ketchup. (źródło: wikipedia.pl)


 
Paróweczka nasza słynna nie należy do mięs wysokiej jakości. Raczej nazywana jest odpadem. Chodziły nawet legendy, że produkuje się ją z papieru toaletowego. Nie ma wątpliwości jednak, że powstaje z odpadów garmażeryjnych. Nie jest to rarytas, który dobre matki podają swoim pulchniutkim pociechom ani nie chwalimy się znajomym, że zjadamy ich 5 na kolację.


Co byśmy nie zrobili parówka zawsze pozostanie parówką. Tanim...zmielonym...czymś. Nieważne z czym ją podamy. Czy wetkniemy ją w bułę od hot-doga. Czy zwinnie zawiniemy w ciasto francuskie czy nawet podamy z modnymi krewetkami. Parówka to parówka.

Tak samo jest z ludźmi. Cham pozostanie chamem, nawet jeśli przepuści Cię w drzwiach. Ignorant nadal nim będzie, nawet jeśli raz zapyta o twoje uczucia. Słoma zawsze będzie wystawać z butów. Jak to się mówi: "nie szata zdobi człowieka." I nie da się nawet pod najpiękniejszą sukienką czy garniturem ukryć prawdziwego ja. To zawsze wraca. Prędzej czy później. Rodzimy się tym, kim jesteśmy i tak umieramy. Tak, jak parówka nie zmieni swojego składu pod przykryciem ciasta francuskiego, tak maż po ślubie nie przestanie Cię bić.

A mimo wszystko znajdują się amatorzy parówkowych uniesień...



Tym mięsnym akcentem, chcę skończyć ze swoją hejtującą krucjatą. 


Całuję, Hania.

niedziela, 14 czerwca 2015

Z nienawiście do Was.





Już kiedyś pisałam o tym, że społeczeństwo ma ogromne skłonności do hejtowania.
Ciemny ludzie, dlaczegóż Ty taki krytyczny?

"Wszyscy potrzebujemy dobrych rad. Jesteśmy chodzącymi dobrymi radami. I kompletnie nic, absolutnie nic, dla nikogo z tego nie wynika."  

                                                                                                                      JAKUB ŻULCZYK






Obcy ludzie mają tyle do powiedzenia na temat życia swoich sąsiadów, znajomych czy przypadkowo spotkanych ludzi. Tak łatwo i pochopnie oceniamy. Wszystko czego my sami nie robimy a widzimy to u innych, zaraz krytykujemy. Że Basia wpuszcza do swojego łóżka kogo jej się podoba, że Gienio wydał dużo kasy na nowy samochód, że Anka i Mirek mieszkają bez ślubu a Roman to dużo pije. I TAK DALEJ I DALEJ...

A tak naprawdę co nas to ku*** obchodzi? To nie jest nasze łóżka, nasza kasa ani nasza wątroba. To nie nasze życie ani NASZA SPRAWA. Co się stało, że wtrącamy się w życie innych? Łatwo nam nazwać kogoś puszczalską, bezbożnikiem czy alkoholikiem. Nie boimy się wypowiadać na głos osądów. Ale co nam to daje? To jakiś nowy rodzaj rozrywki? Próbujemy ukryć za czyimiś(według nas tragicznymi) wyborami, nasze kompleksy czy niezadowolenie z naszego życia. "Nie jest jeszcze z nami tak źle"-myślimy.

Chyba jednak jest. Jak źle nam musi być na duszy, skoro zamiast zająć się własnym życiem, zajmujemy się życiem innych? Zamiast zaglądać Baśce do łóżka i oceniać jej wybory, zajrzyjmy do własnego. Nie chowajmy się za innymi, nie polepszy ani to naszego życia(może przez 5 minut poczujemy się lepiej, ale ciężar własnych wyborów i tak na nas przygniecie!). ZAJMIJ SIĘ WŁASNYM ŻYCIEM. Nie bądźmy krytyczną dupą, bo to świadczy tak, naprawdę o własnym tchórzostwie. I zazdrości, że ktoś ma odwagę żyć WŁASNYM ŻYCIEM. Leczenie własnych ran, "niedolą" innych pogorszy tylko sprawę....


Myślicie, że tak się działo od dawien dawna, czy po prostu przygniótł nas "ciężar XXIwieku?

Trzymam za Was kciuki, Tchórze tego świata!






Wylałam całą swoją nienawiść do Was, jutro będzie sympatyczniej! 

wtorek, 2 czerwca 2015

Seks do potęgi trzeciej.

"...a nim zgorzkniejesz do cna..."


Jak nie mam nastroju. Dobrego oczywiście, niknie moja kreatywność i chęć tworzenia. A że ostatnio wielki smutek zagościł w mym sercu to też postów nie było. Od jutro (w sumie od teraz) MOŻE się to zmieni. 



Kiedyś coś wspominałam o parówkach. I nawet miałam o nich dzisiaj napisać, ale znalazłam ciekawszy temat.


W jakiejś durnej(chyba jednak wolę książki a gazety obrazkowe) przeczytałam, że faceci chcą trójkątów. Takich wiecie-nie miłosnych. Poniekąd miłosnych. Chodzi o seks. Nie było to dla mnie jakieś zaskakujące. Bo już słyszałam o tym fakcie/micie. Często słyszę jak napalone psiaki piszczą, że chcą dwie piękne niewiasty w łóżku(jednym!) a nie tylko jedną. Taki macho! Sprosta dwóm kobietom na raz-szacun na dzielni.

Ale zaczęłam się nad tym głębiej...hmmm...zastanawiać. Jak to jest naprawdę? W końcu to zdrada. Otwieramy najbardziej intymną sferę naszego życia przed zupełnie obcą osobą. No nie zawsze obcą, ale obcą pod względem emocjonalnym. To nie jest zdrada jak każda inna? Czym się różni od tego jakby on był sam w łóżku z tą drugą? No różni się tak, że my przy tym jesteśmy. Bacznie wszystko obserwujemy, uczestniczymy w tym. Ale również dobrze mógłby zrobić to z nią sam a nam o wszystkim opowiedzieć. 

Wydaję nam się, że w przypadku "trójkąta" mamy kontrolę nad sytuacją. BZDURA. Nigdy nie mamy. Ani jak jesteśmy ani jak nas nie ma. Nie ma żadnej różnicy. Nie mówię, że tego nie popieram. Każdy z nas ma swoje fantazje, dla jednych bardziej dziwne, dla innych akceptowalne(ale nie zaglądajmy nikomu pd kołdrę, nie nasz interes!). Tak się tylko zastanawiam...bo chyba nie różni się to niczym od zdrady "w samotności". Cóż za hipokryzja..."Wtedy Ci pozwoliłam a teraz już nie!", prawda?



Jutro wyjdę zrobić zdjęcia na bloga. I napiszę kolejny post. Może te cholerny parówki wreszcie.


Pozdrawiam serdecznie, Hania.

 

SYMPATYCZNIE KAŻDEGO DNIA Copyright © 2011 -- Template created by O Pregador -- Powered by Blogger